Przyjaciele są największą wartością w życiu. Gdyby nie oni, ciężej byłoby funkcjonować, żyć. Przyjaciel to osoba godna zaufani.
Osoba, o której wiemy wszystko. Ale znać człowieka to nie znaczy wiedzieć jaki jest jego ulubiony kolor, piosenka czy film. Znać człowieka, to wiedzieć co sprawia, że na jego twarzy pojawia się uśmiech, przez co staje się smutny, a co doprowadza go do łez. Wiedzieć, czego się boi, jakie są jego marzenia. Wiedzieć wszystko o wszystkim co jest dla niego ważne. Przyjaciel jest kimś więcej niż tylko jakimś tam znajomym, jest jak brat lub siostra. Jest lepszą wersją nas samych. W przyjacielu widzimy idealny obraz człowieka.
***
-Wchodzisz z nami?
Spytał się Kuba, gdy stali kilka metrów od domu Kacpra.
-Mówiłam Ci, nie lubię drętwych imprez.
Odpowiedziała
-To gdzie będziesz spała? Do domu chyba nie wrócisz...?
Wtrącił się Mateusz.
-Nie bój się. Umówiłam się z Bartkiem...
Skończyła mówić. Na twarzy Mateusza i Kuby pojawiło się wielkie zdziwienie. Z Bartkiem? Z każdym, ale nie z nim!
-Wiesz w co się pakujesz? Nas przy Tobie nie będzie, jesteś pewna?
Pytał się Mateusz.
-Jestem już dużą dziewczynką,
Odpowiedziała.
Bartek od trzeciej klasy podstawówki darzy Maję głębszym uczuciem. Od tamtej pory jest dla niego oczkiem w głowie. Zrobiłby dla niej wszystko. Dwa lata temu, jego miłość doprowadziła go to tego stanu, że próbował odebrać sobie życie. A wszystko przez byłego chłopaka Mai- Adriana i pewną dziewczynę. Bartek był tak zazdrosny, że kompletnie stracił panowanie nad sobą. Wyszedł z tego. Było mu bardzo ciężko. Przez ponad półtora roku nie widział Mai na oczy. Wszystko wróciło do normy. Lecz jego uczucie do Mai nie zniknęło. Ono stało się jeszcze silniejsze i trwalsze.
***
Umówili się pod domem Bartka. Typowy dom rodzinny, którego zamieszkują trzy osoby.
-Maju... Bartuś już na Ciebie czeka. Wejdź proszę.
Powiedziała niska pani po czterdziestce. Była to mama Bartka, pani Zofia.
Dom rodziny Małych był bardzo przytulny. Dzięki temu, że był mały, wszyscy byli blisko siebie. A rodzina jest bardzo ważna.
-Cześć Maja! Miło, że przyszłaś.
-Obiecałam, więc jestem.
Odpowiedziała. Ale pani Mała nie byłaby sobą, gdyby nie zaproponowała herbatki. Po trzydziestu minutach i setkach pytań byli wolni.
-Wiesz, myślałem, że przez to wszystko co się stało, nie będziesz chciała mnie widywać, a już bardziej ze mną rozmawiać...
Zaczął zmieszany Bartek.
-Było minęło. Nie warto rozpamiętywać przeszłości. Teraz jest dobrze i tylko to się liczy i to jest teraz najważniejsze.
Spędzili miły wieczór w swoim towarzystwie. Maja nawet nie pomyślałaby, że tak świetnie będzie jej się rozmawiało z Bartkiem, chłopakiem, którego za wszelką cenę starała się unikać. Był całkiem inny niż kiedyś, inny niż go pamiętała. Oh, jak człowiek może się mylić...
***
Godzina pierwsza pięćdziesiąt siedem nad ranem. Wszyscy śpią, nawet Sanchi. Trzeba jakoś nie usłyszenie wejść do domu... To nie będzie łatwe.
Kluczyk włożony, przekręcony, drzwi otwarte. Uff! Teraz tylko schody. Pierwszy, drugi, dlaczego ich jest tak dużo?!
Nareszcie po męczarniach na schodach ujrzała łóżko! Będzie żyła!
***
Obudziła ją wibracja telefonu. Na wyświetlaczu napis " Kuba pała". Jak oni pięknie się do siebie odzywają...
-Słucham?
Wyszeptała to słuchawki.
-Wyjdź na dwór! Szybko!
Powiedział i rozłączył się.
Czy tego chłopaka nie uczyli, że nie tak zdobywa się serce dziewczyny? On powinien stać pod jej oknem z gitarą i śpiewać jakąś balladę o miłości, a nie wydzwaniać w środku nocy i krzyczeć do słuchawki. Gdzie Ci romantyczni chłopcy...
Założyła bluzę i po cichu wyszła z pokoju.
-Gdzie się wybierasz?
Usłyszała głos dochodzący zza jej pleców.
Odwróciła się i ujrzała swego ojca.
-Idę z Sanchim na spacer.
Odpowiedziała. To była pierwsza rzecz jaka jej przyszła do głowy i jak się okazało, dobra.
-Nie idź daleko. Jest jeszcze wcześnie.
Fakt, zegar wiszący w kuchni nad lodówką wskazywał piątą dwadzieścia dwa.
Wyszła na dwór.
Przy drzwiach stał Kuba z rozdartą koszulką i podkrążonymi oczami.
-Przyprowadziłem Ci brata.
Powiedział.
Chyba nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jej wyrazu twarzy, gdy spojrzała na brata. Leżał na żywopłocie i mamrotał coś po nosem. Był bez spodni, ale za to w sukience, a na głowie miał koronę. Księżniczka to z niego marna...
Stwierdzili, że do domu go nie dadzą, bo pobudzi wszystkich. Dzisiejszą noc księżna Mateusz spędzi w altance na domem.
-Dzięki Kuba.
Powiedziała, gdy starszy i głupszy brat leżał na ławce.
-Czekaj, to nie koniec.
Powiedział i wyciągnął telefon z kieszeni. Zrobił mu kilka zdjęć. Oj, niezły przypał będzie...
-Teraz możesz dziękować.
Powiedział.
-To dzięki.
Odpowiedziała i już chciała iść do domu.
-Nie zdziw się jak ciocią zostaniesz...
Zaczął Kuba.
-Co?!
Spytała zdziwiona.
-Nie wiesz jak się dzieci robi? Wiesz, Twój brat do grzecznych nie należy...
Odpowiedział ze śmiechem.
-Idź stąd idioto! Bzdury gadasz!
Krzyknęła uderzając go w ramię.
-Mówię co widziałem.
***
Leżąc w łóżku zastanawiała się, czy to co mówił Kuba to prawda. Jutro się przekona, jutro a właściwie dziś. Za kilka godzin trzeba wstać i godnie przeżyć pierwszy dzień wakacji.
niedziela, 23 czerwca 2013
środa, 19 czerwca 2013
1. Zwykłe życie niezwykłej rodziny.
Wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się przypadkiem. Zawsze coś ma głębszy sens. Zazwyczaj różne rzeczy, zdarzenia lub znajomości są ze sobą powiązane. Gdy choć jednego małego elementu zabraknie, drugi nie może istnieć. Zarobisz pieniądze, wydasz je. Spotkasz kogoś, staniesz się z nim bliski, a na końcu nie potraficie powiedzieć sobie głupiego "cześć" na ulicy. Znajome? Mimo wszystko warto próbować być szczęśliwym. Szczęście, co to właściwie jest szczęście? Czy to sztuczny uśmiech na twarzy i udawany śmiech? Czy szczęście to pieniądze, praca, rodzina? Tak, to jest szczęście, ale prawdziwe szczęście kryje się w nas samych. Praca może być niezadowalająca, pieniędzy może być mało, a rodzina nie rodziną, a gdy my jesteśmy szczęśliwi to wszystko wydaje się mieć sens. Wydaje się być lepsze. Nasze szczęście jest najważniejsze.
***
-Widziałaś gdzieś moją czarną spódnicę?
Krzyknęła siedząc zakopana stosem ubrań. Ten problem spotykał ją co ranka. Dlaczego dobranie odpowiedniego ubioru jest takie trudne?
-W szafie na dolnej półce!
Odpowiedział jej miły, kobiecy głos dochodzący z kuchni.
-Nie ma! Mamo... Nie ma jej...
Powiedziała niemal krzycząc. Powinna za pięć minut wychodzić, a ona stoi przed otwartą szafą w samej koszuli i majtkach. Nie ma co, zorganizowana dziewczyna.
Po chwili usłyszała stukanie obcasów po schodach. Ratunek jest blisko!
Do pokoju, który wyglądał jakby przeszło w nim tornado weszła przyjaźnie wyglądająca blondynka. Izabela- wspaniała matka, żona i pani domu. W dodatku udaje jej się łączyć do wszystko z życiem zawodowym. Izabela jest nauczycielką w liceum, do którego uczęszczają jej dzieci.
Stała ubrana w czarną spódnicę do kolan, czarne rajstopy, a na jej stopach spoczywały czarne szpilki. Góra jej zadbanego ciała zaś okryta była dopasowaną białą koszulą. Wyglądała bardzo elegancko.
-Dziecko moje drogie... Co ty robisz? Dlaczego nie jesteś gotowa?
Zaczęła gdy spojrzała na swoją osiemnastoletnią córkę.
-Nie wiem gdzie jest moja czarna spódniczka...
Powiedziała zrezygnowana kładąc się na stercie ubrań.
-Ale ty niezorganizowana jesteś córeczko...
Odpowiedziała i podchodząc do szafy szybkim spojrzeniem przejrzała całe wnętrze szafy i sięgnęła po jedną rzecz.
-Tego szukałaś Majeczko?
Spytała pokazując na czarną spódnicę, której szukała nastolatka.
-Pff!
Wydała z siebie ten dziwny dźwięk i po wzięciu ciucha poszła do łazienki.
Czy to jakieś czary? Przecież tej spódnicy jeszcze przed chwilą nie było, a teraz? BUUM! I nagle jest... Dziwne to wszystko, naprawdę.
***
-Gdzie ona jest? Spóźnimy się!
Powiedział wysoki brunet stojąc przy drzwiach.
-Majka! Czekamy w samochodzie! Pospiesz się!
Krzyknęła Izabela ku górze.
-Będę w samochodzie.
Powiedział chłopak i wyszedł z domu. Mateusz nie należał do osób cierpliwych. Wręcz przeciwnie. Zawsze musiał mieć wszystko od razu, zawsze musiał mieć wszystko to, co najlepsze.
-Poradzisz siebie z nią?
Spytała podchodząc do męża.
-Czy ja sobie z nią poradzę? Kotku... Nasze najstarsze dziecko ma dziewiętnaście lat, z nim sobie radzę, to dlaczego miałbym sobie z nią nie poradzić?
Pytał patrząc na dziecko bawiące się w salonie.
-Kocham Cię, będę wieczorem.
Odpowiedziała i po pocałowaniu męża w policzek wyszła z domu.
Państwo Sawiccy żyją razem od ponad dwudziestu lat. Są szczęśliwymi rodzicami trojga dzieci. Nie mogą na nic narzekać. Mają pracę, rodzinę, zdrowie im nie odmawia. Są bardzo szczęśliwi.
-Dłużej się nie dało?
Spytał się Mateusz, gdy jego siostra weszła do samochodu.
-Dłużej się nie dało?!
Odpowiedziała przedrzeźniając brata. I się zaczęło, bójka z domieszką wyzwisk i wyrywania włosów. Norma w tej rodzinie.
***
Liceum im. Juliusza Słowackiego mieściło się na ulicy Oporowskiej. Niedaleko dawnego stadionu Śląska Wrocław.
Liceum niczym nie różniło się od pozostałych w mieście. Było zwyczajną szkołą, która bardzo dbała o swoich uczniów.
Jednym z nauczycieli w tej szkole była pani Sawicka. Była bardzo lubiana przez młodzież w szkole i bardzo dobrze ich rozumiała. Może dlatego, że dwoje z nich mieszkało razem z nią w domu? Młodsza Maja kończyła drugą klasę, Mateusz trzecią. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze przed chwilą nie potrafili chodzić, teraz kończą szkołę. Wszystko tak szybko przemija.
-I życzę wam udanych wakacji i żebyście cało wrócili we wrześniu.
Mówiła szczerze uśmiechając się do bandy rozwydrzonych nastolatków.
Koniec roku szkolnego i cóż mówić więcej? Każdy uczeń, każdy nauczyciel tylko czeka, na wakacje. Przecież wakacje to najlepszy okres w roku. Dwa miesiące kompletnego nic nie robienia poza- siedzeniem do późna na dworze, dzikich melanży i wszystkiego co związane jest z zabawą i wspaniałymi wspomnieniami. Wakacje! Nadchodzę!
-I jakie plany na wakacje Majeczko? Nadal będziesz latać za piłką jak jakiś chłopak?
Zaczęła dziewczyna stojąca naprzeciwko klasy, z której wychodziła Maja.
-Po pierwsze, za piłką się biega nie lata. Po drugie, kto powiedział, że w piłkę nożną grają tylko chłopcy? Wyjdź na dwór, rozejrzyj się, a nie tylko siedzisz przed lustrem. Tak między nami, efektu nadal nie widać.
Majka nigdy nie tolerowała takiego typu dziewczyn, a Oliwii po prostu nienawidziła! Od zawsze. Zawsze uważała się za lepszą, zawsze musiała mieć wszystko co najlepsze i sama musiała być najlepsza.
-Ojej, zdenerwowała się dziewczynka... Idź popłacz sobie na to zapocone boisko!
Powiedziała blondynka i poszła ze swoim "orszakiem" w stronę wyjścia ze szkoły. Czajkowska nigdy nie rozstawała się z dwiema przyjaciółkami. We trzy idealnie się dobrały i wspaniale się komponowały ze sobą. Takie tam trzy pustaki.
-Siostra!
Usłyszała głos dochodzący zza swoich pleców. Po odwróceniu się ujrzała Mateusza. Stał on z rękami schowanymi za plecami. Najwyraźniej coś ukrywał.
-Mam prośbę...
Zaczął.
-Wiesz, że łatwo nie będzie? Najpierw wymyśle co musisz dla mnie zrobić. Więc tak, mycie naczyń przez dwa tygodnie, sprzątanie mojego pokoju, wyprowadzanie Sanchiego na spacery...
Zaczęła by dalej wymieniać, gdyby nie starszy brat jej przerwał.
-Tak, tak wszystko zrobię, ale teraz mnie posłuchaj.
On nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze wykłócał się o wszystko co powiedziała dziewczyna. Zawsze coś mu nie pasowało, a teraz tak po prostu się zgadza? To musi być coś szczególnego...
-Bo wiesz, dziś Kacper urządza tą imprezę. Tylko, że rodzice zabronili mi pójść. Powiedzieli, że jeśli wyczują u mnie dzisiejszego wieczora choć gram alkoholu, mogę pożegnać się z wyjazdem do Hiszpanii.
-Te, Mateusz, mów jaśniej, nic nie rozumiem. Po prostu tam nie idziesz i tyle.
Powiedziała i już chciała odwrócić się w swoją stronę i iść do domu, gdy Mateusz złapał ją za ramię.
-Majuś... Tobie rodzice zawsze uwierzą... Powiedz im, że idziemy razem na imprezę do Kuby i po sprawie. Ty prześpisz się u którejś koleżanki, a ja zachowam reputację, na którą pracowałem cały rok.
Mówił patrząc na siostrę swoimi ciemnymi oczami.
-Chyba mój kochany braciszku śnisz!
Powiedziała u wybuchła głośnym śmiechem.
-Majs... Mam tutaj coś dla Ciebie.
Powiedział i wyciągnął zza swoim pleców czerwoną różę.
-Wiem, że lubisz, proszę Cię no! Bądź człowiekiem!
Ten kwiat działał na dziewczynę jak mało jaki chłopak. Sam jego widok sprawiał, że mogła ulec każdemu.
-Będziesz sprzątał cały dom przez miesiąc!
Powiedziała patrząc na brata.
-Jeju siostra! Jesteś najlepsza!
Powiedział i rzucił się w objęcia siostry.
-Nie zapomnij tylko o treningu.
Dodała.
-Wiem, zaraz idę na stadion. Wpadnij też.
Odpowiedział i oddalił się od dziewczyny wychodząc ze szkoły. Po chwili zrobiła to samo. Bo kto by chciał siedzieć w wakacje w szkole?
***
Mateusz na treningu, mama w pracy, ojciec z dzieckiem na treningu... Czekaj! Stop! Z kim? On zabrał pięcioletnie dziecko na trening, gdzie biega dwadzieścioro upoconych chłopaków? Czy on jest odpowiedzialny?
Po ściągnięciu eleganckich ciuchów i założeniu zwykłych szarych szortów i czerwonej koszulki i po zrobieniu luźnego koka na czubku głowy usłyszała dzwoniący telefon.
-Słucham?
Spytała podnosząc słuchawkę.
-...
-Dobrze, przyjdę. Jestem w ogóle ciekawe po co ją tam wziąłeś...
-...
-Dobra, nie krzycz na mnie. Zaraz będę.
Odpowiedziała i odłożyła telefon. Czemu jej ta rozmowa nie zdziwiła? Gdy tylko na stadion zaczęli zbierać się piłkarze, pan Sawicki zdał sobie sprawę, że pięcioletnia dziewczynka nie pasuje do tego miejsca.
-Sanchi! Choć!
Powiedziała i zapięła smycz wokół obroży Goldena Retrivera.
Droga z jej domu na stadion przy Oporowskiej trwała mniej więcej dziesięć minut.
Po zostawieniu psa przed wejściem, przemknęła niezauważalna między jednym (!) ochroniarzem. Nie pomyśl sobie, że był on tu po to, by pilnować bezpieczeństwa wchodzących piłkarzy, nie, nie... On pilnował, by żadnemu z nich nie przyszedł głupi pomysł do głowy.
Na boisku rozgrzewkę rozpoczynało dwudziestu dwóch chłopaków w tym Mateusz. Jak zawsze na szpicy kolumny z biegnącymi nastolatkami. Mateusz zawsze był najszybszy. Wszędzie musiał być pierwszy. Typowy napastnik.
-Maja! Dziękuję, że przyszłaś! Nie poradzę sobie z pracą i jeszcze z nią...
Mówił patrząc na córkę.
-Gdzie Julka?
Spytała?
-Na ławce siedzi...
Spojrzała na siostrę. Siedziała samotnie na zielonej ławce i oglądała swoje różowe buty.
-Tato...
Zaczęła Maja.
-Idziemy dziś z Mateuszem na imprezę z okazji zakończenia klasy. Możemy iść, prawda?
Pytała.
-Oczywiście kochanie! Bawcie się dobrze, tylko nic, ale to nic nie pijcie!
-Tak wiemy... Alkohol jest niedobry.
Powiedziała i poszła na ławkę do siostry. Maja od zawsze była ulubienicą swojego ojca. Nawet narodziny Julii nic nie zmieniły. Ona zawsze była i będzie ukochaną córeczką tatusia.
***
-Cześć Majuś!
Krzyknął zielonooki brunet biegnąc w stronę dziewczyny.
-Kuba, cześć.
Powiedziała i przytuliła chłopaka.
-Czemu z nami nie grałaś? Wołaliśmy Cię, nie słyszałaś?
Mówił.
-Muszę Julkę pilnować.
Powiedziała.
-Ale jeśli chcesz, to mogę Ci później dokopać. Ze mną nigdy nie wygrasz!
Powiedziała zadowolona i uderzyła przyjaciela w ramię.
-Chyba śmieszna jesteś! Raz, raz Ci się udało i to się nigdy nie powtórzy.
-Coś Cię chyba Kubusiu Twoje rachunki okłamują... Ja zawsze z Tobą wygrywam! I zawsze będę z Tobą wygrywała!
Powiedziała zadowolona.
Maja i Kuba przyjaźnili się od bardzo dawna. A stało się to dzięki jej bratu. To Mateusz pewnego słonecznego dnia zaprosił Kubę do domu. Z dobre cztery lata już będą...
-Idź się wykąp, bo śmierdzisz. A jak wrócisz to musimy porozmawiać. Będę czekała przy wyjściu.
Powiedziała. Fakt, pachnąć to on nie pachniał. Słowa "musimy porozmawiać" zawsze brzmią tak samo. Strasznie! Nawet jak wiesz, że nic złego nie zrobiłeś to i tak boisz się i od razu chcesz sobie przypomnieć wszystko, co mogło wydać się nieodpowiednie.
Wyszła przed stadion. Usiadła na schodach i czekała na Kubę.
-Co chcesz dziś robić?
Spytała się siostry.
-Chcę iść do szkoły!
Powiedziała zadowolona.
-Do szkoły? Julka, wakacje są, poza tym jesteś za mała...
-Ja chcę do szkoły!
Powiedziała głośniej.
-Ale Jula...
Powiedziała.
-JA CHCĘ DO SZKOŁY!
Krzyknęła. Czy ktokolwiek był świadomy, że pięcioletnie dziecko może tak krzyknąć?
-Dobra, pójdziesz...
Zgodziła się brunetka chcąc mieć spokój.
-Będę szła do szkoły! Będę szła do szkoły!
Krzyczała i tańczyła jak dziecko. Chwileczkę, ona jest dzieckiem. Głupim i naiwnym. Jak można chcieć iść do szkoły? Normalnie, po prostu nie wie jak tam jest. Jak już się dowie... Będzie robić wszystko by tam nie chodzić.
-Jestem już.
Powiedział brunet wychodząc z budynku mieszczącego się zaraz obok boiska.
-To dobrze. Chodź.
Powiedziała. We troje wraz z psem ruszyli w stronę domu Sawickich.
Okolica, w której mieszkali była bardzo przytulna i ciekawa. Na każdym rogu mieściło się coś, co było w stanie przykuć uwagę. Stadion przy Oporowskiej, jeden z największych kościołów we Wrocławiu, czy idealny park, który był centrum całej dzielnicy.
-To o czym chciałaś porozmawiać?
Spytał Kuba, gdy zostali przez chwilę sami. Julka biegała z Sanchim kilka metrów dalej.
-O tej dzisiejszej imprezie z okazji zakończenia szkoły.
Odpowiedziała.
-Wiem, wiem, że chcesz przyjść, ale sorry, to jest dla trzecich klas, nie dla takich dzieci jak ty.
Odpowiedział ze śmiechem. Kuba należał do osób z bardzo specyficznym poczuciem humoru. Mimo, że rzucał żartami jak z rękawa i chciał zabawiać każdego, nie umiał śmiać się z samego siebie. Zawsze, gdy ktoś w najmniejszy sposób z niego zażartuje, obraża się. Ale mimo tego, jest bardzo lubiany i cieszy się dużą popularnością. Zresztą, nie jest to tylko jego zasługa... Już ktoś macza w tym palce, a właściwie dwa palce, bo jest ich dwóch...
-Kuba, kretynie ty! Ja tam nie chcę iść. Nie lubię drętwych imprez.
-To o co chodzi?
-Mateuszowi rodzice nie pozwolili...
I zaczęła się cała opowieść o tym ,dlaczego to Mateusz nie może pójść i wymyśleniu sposobu, by nie tracił reputacji, której jak sądzi wyrabiał przez trzy lata.
-I po prostu przyjdziesz z nami wieczorem do domu, powiemy rodzicom, że będziemy u Ciebie na noc. Ty z Mateuszem pójdziesz na tą głupią imprezę, a ja umówię się z koleżanką. Rodzice nic nie będą wiedzieli, i wszyscy będą szczęśliwi.
Skoczyła mówić z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Nela... Co Ci się dzieje? Chcesz uszczęśliwić brata?
Zaczął.
-Będzie dzięki temu robił wszystko o co go poproszę.
Odpowiedziała.
-Coś czuję, że róża mu w tym pomogła...
Kiwnęła potwierdzająco głową w górę i w dół.
-Ale Tobą dziewczyno łatwo manipulować... Jak kupię Ci różę, to obetniesz się na łyso?
Spytał.
-Głupi jesteś Kuba.
Powiedziała, gdy stali pod domem Sawickich.
-Przyjdź koło dwudziestej.
Odpowiedziała i weszła do domu.
***
Dwudziesta coraz bliżej. Kolacja zjedzona, Mateusz posprzątał po kolacji, bo przecież róża mu w tym pomogła, Izabela z Piotrem zasiedli wspólnie na tarasie i popijali czerwone wino, a Majka zajęła się pielęgnacją psa.
Sanchez jest członkiem rodziny Sawickich od dwóch lat. Przygarnęli go ze schroniska. Został znaleziony przy rzece w worku po ziemniakach. Z całego miotu tylko on przeżył. Od początku, gdy tylko go ujrzeli, wiedzieli, że musi należeć do ich rodziny. Imię dla Sanchiego wymyślał nikt inny jak Maja. A odziedziczył on go po Barcelońskim piłkarzu Alexisie Sanchezie. Taka typowa fascynacja piłkarzem.
Kilkanaście minut przed dwudziestą, w domu Sawickich rozległ się dźwięk dzwonka, a zaraz po nim, do domu wszedł Kuba. Jak zawsze nienagannie ubrany, wszystko dokładnie przemyślane i zaplanowane przed założeniem. Kuba to swojego wyglądu przywiązywał bardzo dużą wagę. Dzięki temu każdemu, a właściwie każdej się podobał.
-Gotowi?
Spytał biorąc jabłko leżące w koszyku w kuchni.
-Tak, możesz się poczęstować...
Odpowiedziała Maja.
-Idziecie?
Spytał znów.
-Gdzie Matt?
-Na górze, idź po niego, ja powiem rodzicom.
Odpowiedziała i wyszła na taras. Kuba w tym momencie poszedł na piętro o Mateusza.
-Siema. Dawaj, idziemy.
Powiedział.
Mateusz leżał na łóżku i słuchał muzyki. Mateusz z słuchawkami się nie rozstawał. Muzyka była drugą najważniejszą rzeczą w jego życiu zaraz po piłce nożnej.
We dwoje wyszli z pokoju i stojąc przy drzwiach wyjściowych czekali na Maję.
-Witaj Kuba.
Powiedziała Iza wchodząc do salonu. Zaraz za nią weszła Maja i Piotr- głowa rodziny.
-Dobry wieczór.
Odpowiedział.
-Pilnujcie się. I chcę was rano widzieć całych i zdrowych.
Powiedziała.
-I trzeźwych!
Dodał Piotr.
-Spokojnie... Moi bracia są w domu, niech państwo się nie martwią.
Odpowiedział.
-Tego właśnie się boję...
Dodała Iza. Bracia Kuby nie należeli do normalnych. Ale o tym później...
-Bawcie się dobrze. Majuś, pilnuj ich.
Dodał Piotr.
We troje wyszli z domu i kierowali się w kierunku dzisiejszej imprezy.
-Trzeźwi...
Zaczął Kuba.
-Do rana się wytrzeźwieje...
Skończył.
Jak dobrze jest mieć te naście lat. Niczym nie trzeba się przejmować, o nic martwić... Całkowita samowolka! Czemu to nie trwa wiecznie...
*__________*
Cześć.
Jestem bardzo szczęśliwa z powodu, że zaczęłam pisać to opowiadanie. Może wam się nie podoba, może nie ciekawie się zaczyna, lub wszystko inne co jest na nie, ale ja jestem dobrej myśli.
Sama jeszcze nie wiem, jak potoczą się losy bohaterów, zobaczymy to z czasem, sama nie mogę się doczekać.
Ten rozdział jest bez zdjęć, ponieważ jeszcze nie mam wyobrażenia wizualnego o bohaterach. Ale postaram się jak najszybciej to nadrobić.
Tak więc na koniec dziękuję za przeczytanie i proszę o zostawienie po sobie śladu, tzn komentarz, dziękuję bardzo :).
***
-Widziałaś gdzieś moją czarną spódnicę?
Krzyknęła siedząc zakopana stosem ubrań. Ten problem spotykał ją co ranka. Dlaczego dobranie odpowiedniego ubioru jest takie trudne?
-W szafie na dolnej półce!
Odpowiedział jej miły, kobiecy głos dochodzący z kuchni.
-Nie ma! Mamo... Nie ma jej...
Powiedziała niemal krzycząc. Powinna za pięć minut wychodzić, a ona stoi przed otwartą szafą w samej koszuli i majtkach. Nie ma co, zorganizowana dziewczyna.
Po chwili usłyszała stukanie obcasów po schodach. Ratunek jest blisko!
Do pokoju, który wyglądał jakby przeszło w nim tornado weszła przyjaźnie wyglądająca blondynka. Izabela- wspaniała matka, żona i pani domu. W dodatku udaje jej się łączyć do wszystko z życiem zawodowym. Izabela jest nauczycielką w liceum, do którego uczęszczają jej dzieci.
Stała ubrana w czarną spódnicę do kolan, czarne rajstopy, a na jej stopach spoczywały czarne szpilki. Góra jej zadbanego ciała zaś okryta była dopasowaną białą koszulą. Wyglądała bardzo elegancko.
-Dziecko moje drogie... Co ty robisz? Dlaczego nie jesteś gotowa?
Zaczęła gdy spojrzała na swoją osiemnastoletnią córkę.
-Nie wiem gdzie jest moja czarna spódniczka...
Powiedziała zrezygnowana kładąc się na stercie ubrań.
-Ale ty niezorganizowana jesteś córeczko...
Odpowiedziała i podchodząc do szafy szybkim spojrzeniem przejrzała całe wnętrze szafy i sięgnęła po jedną rzecz.
-Tego szukałaś Majeczko?
Spytała pokazując na czarną spódnicę, której szukała nastolatka.
-Pff!
Wydała z siebie ten dziwny dźwięk i po wzięciu ciucha poszła do łazienki.
Czy to jakieś czary? Przecież tej spódnicy jeszcze przed chwilą nie było, a teraz? BUUM! I nagle jest... Dziwne to wszystko, naprawdę.
***
-Gdzie ona jest? Spóźnimy się!
Powiedział wysoki brunet stojąc przy drzwiach.
-Majka! Czekamy w samochodzie! Pospiesz się!
Krzyknęła Izabela ku górze.
-Będę w samochodzie.
Powiedział chłopak i wyszedł z domu. Mateusz nie należał do osób cierpliwych. Wręcz przeciwnie. Zawsze musiał mieć wszystko od razu, zawsze musiał mieć wszystko to, co najlepsze.
-Poradzisz siebie z nią?
Spytała podchodząc do męża.
-Czy ja sobie z nią poradzę? Kotku... Nasze najstarsze dziecko ma dziewiętnaście lat, z nim sobie radzę, to dlaczego miałbym sobie z nią nie poradzić?
Pytał patrząc na dziecko bawiące się w salonie.
-Kocham Cię, będę wieczorem.
Odpowiedziała i po pocałowaniu męża w policzek wyszła z domu.
Państwo Sawiccy żyją razem od ponad dwudziestu lat. Są szczęśliwymi rodzicami trojga dzieci. Nie mogą na nic narzekać. Mają pracę, rodzinę, zdrowie im nie odmawia. Są bardzo szczęśliwi.
-Dłużej się nie dało?
Spytał się Mateusz, gdy jego siostra weszła do samochodu.
-Dłużej się nie dało?!
Odpowiedziała przedrzeźniając brata. I się zaczęło, bójka z domieszką wyzwisk i wyrywania włosów. Norma w tej rodzinie.
***
Liceum im. Juliusza Słowackiego mieściło się na ulicy Oporowskiej. Niedaleko dawnego stadionu Śląska Wrocław.
Liceum niczym nie różniło się od pozostałych w mieście. Było zwyczajną szkołą, która bardzo dbała o swoich uczniów.
Jednym z nauczycieli w tej szkole była pani Sawicka. Była bardzo lubiana przez młodzież w szkole i bardzo dobrze ich rozumiała. Może dlatego, że dwoje z nich mieszkało razem z nią w domu? Młodsza Maja kończyła drugą klasę, Mateusz trzecią. Jak ten czas szybko leci. Jeszcze przed chwilą nie potrafili chodzić, teraz kończą szkołę. Wszystko tak szybko przemija.
-I życzę wam udanych wakacji i żebyście cało wrócili we wrześniu.
Mówiła szczerze uśmiechając się do bandy rozwydrzonych nastolatków.
Koniec roku szkolnego i cóż mówić więcej? Każdy uczeń, każdy nauczyciel tylko czeka, na wakacje. Przecież wakacje to najlepszy okres w roku. Dwa miesiące kompletnego nic nie robienia poza- siedzeniem do późna na dworze, dzikich melanży i wszystkiego co związane jest z zabawą i wspaniałymi wspomnieniami. Wakacje! Nadchodzę!
-I jakie plany na wakacje Majeczko? Nadal będziesz latać za piłką jak jakiś chłopak?
Zaczęła dziewczyna stojąca naprzeciwko klasy, z której wychodziła Maja.
-Po pierwsze, za piłką się biega nie lata. Po drugie, kto powiedział, że w piłkę nożną grają tylko chłopcy? Wyjdź na dwór, rozejrzyj się, a nie tylko siedzisz przed lustrem. Tak między nami, efektu nadal nie widać.
Majka nigdy nie tolerowała takiego typu dziewczyn, a Oliwii po prostu nienawidziła! Od zawsze. Zawsze uważała się za lepszą, zawsze musiała mieć wszystko co najlepsze i sama musiała być najlepsza.
-Ojej, zdenerwowała się dziewczynka... Idź popłacz sobie na to zapocone boisko!
Powiedziała blondynka i poszła ze swoim "orszakiem" w stronę wyjścia ze szkoły. Czajkowska nigdy nie rozstawała się z dwiema przyjaciółkami. We trzy idealnie się dobrały i wspaniale się komponowały ze sobą. Takie tam trzy pustaki.
-Siostra!
Usłyszała głos dochodzący zza swoich pleców. Po odwróceniu się ujrzała Mateusza. Stał on z rękami schowanymi za plecami. Najwyraźniej coś ukrywał.
-Mam prośbę...
Zaczął.
-Wiesz, że łatwo nie będzie? Najpierw wymyśle co musisz dla mnie zrobić. Więc tak, mycie naczyń przez dwa tygodnie, sprzątanie mojego pokoju, wyprowadzanie Sanchiego na spacery...
Zaczęła by dalej wymieniać, gdyby nie starszy brat jej przerwał.
-Tak, tak wszystko zrobię, ale teraz mnie posłuchaj.
On nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze wykłócał się o wszystko co powiedziała dziewczyna. Zawsze coś mu nie pasowało, a teraz tak po prostu się zgadza? To musi być coś szczególnego...
-Bo wiesz, dziś Kacper urządza tą imprezę. Tylko, że rodzice zabronili mi pójść. Powiedzieli, że jeśli wyczują u mnie dzisiejszego wieczora choć gram alkoholu, mogę pożegnać się z wyjazdem do Hiszpanii.
-Te, Mateusz, mów jaśniej, nic nie rozumiem. Po prostu tam nie idziesz i tyle.
Powiedziała i już chciała odwrócić się w swoją stronę i iść do domu, gdy Mateusz złapał ją za ramię.
-Majuś... Tobie rodzice zawsze uwierzą... Powiedz im, że idziemy razem na imprezę do Kuby i po sprawie. Ty prześpisz się u którejś koleżanki, a ja zachowam reputację, na którą pracowałem cały rok.
Mówił patrząc na siostrę swoimi ciemnymi oczami.
-Chyba mój kochany braciszku śnisz!
Powiedziała u wybuchła głośnym śmiechem.
-Majs... Mam tutaj coś dla Ciebie.
Powiedział i wyciągnął zza swoim pleców czerwoną różę.
-Wiem, że lubisz, proszę Cię no! Bądź człowiekiem!
Ten kwiat działał na dziewczynę jak mało jaki chłopak. Sam jego widok sprawiał, że mogła ulec każdemu.
-Będziesz sprzątał cały dom przez miesiąc!
Powiedziała patrząc na brata.
-Jeju siostra! Jesteś najlepsza!
Powiedział i rzucił się w objęcia siostry.
-Nie zapomnij tylko o treningu.
Dodała.
-Wiem, zaraz idę na stadion. Wpadnij też.
Odpowiedział i oddalił się od dziewczyny wychodząc ze szkoły. Po chwili zrobiła to samo. Bo kto by chciał siedzieć w wakacje w szkole?
***
Mateusz na treningu, mama w pracy, ojciec z dzieckiem na treningu... Czekaj! Stop! Z kim? On zabrał pięcioletnie dziecko na trening, gdzie biega dwadzieścioro upoconych chłopaków? Czy on jest odpowiedzialny?
Po ściągnięciu eleganckich ciuchów i założeniu zwykłych szarych szortów i czerwonej koszulki i po zrobieniu luźnego koka na czubku głowy usłyszała dzwoniący telefon.
-Słucham?
Spytała podnosząc słuchawkę.
-...
-Dobrze, przyjdę. Jestem w ogóle ciekawe po co ją tam wziąłeś...
-...
-Dobra, nie krzycz na mnie. Zaraz będę.
Odpowiedziała i odłożyła telefon. Czemu jej ta rozmowa nie zdziwiła? Gdy tylko na stadion zaczęli zbierać się piłkarze, pan Sawicki zdał sobie sprawę, że pięcioletnia dziewczynka nie pasuje do tego miejsca.
-Sanchi! Choć!
Powiedziała i zapięła smycz wokół obroży Goldena Retrivera.
Droga z jej domu na stadion przy Oporowskiej trwała mniej więcej dziesięć minut.
Po zostawieniu psa przed wejściem, przemknęła niezauważalna między jednym (!) ochroniarzem. Nie pomyśl sobie, że był on tu po to, by pilnować bezpieczeństwa wchodzących piłkarzy, nie, nie... On pilnował, by żadnemu z nich nie przyszedł głupi pomysł do głowy.
Na boisku rozgrzewkę rozpoczynało dwudziestu dwóch chłopaków w tym Mateusz. Jak zawsze na szpicy kolumny z biegnącymi nastolatkami. Mateusz zawsze był najszybszy. Wszędzie musiał być pierwszy. Typowy napastnik.
-Maja! Dziękuję, że przyszłaś! Nie poradzę sobie z pracą i jeszcze z nią...
Mówił patrząc na córkę.
-Gdzie Julka?
Spytała?
-Na ławce siedzi...
Spojrzała na siostrę. Siedziała samotnie na zielonej ławce i oglądała swoje różowe buty.
-Tato...
Zaczęła Maja.
-Idziemy dziś z Mateuszem na imprezę z okazji zakończenia klasy. Możemy iść, prawda?
Pytała.
-Oczywiście kochanie! Bawcie się dobrze, tylko nic, ale to nic nie pijcie!
-Tak wiemy... Alkohol jest niedobry.
Powiedziała i poszła na ławkę do siostry. Maja od zawsze była ulubienicą swojego ojca. Nawet narodziny Julii nic nie zmieniły. Ona zawsze była i będzie ukochaną córeczką tatusia.
***
-Cześć Majuś!
Krzyknął zielonooki brunet biegnąc w stronę dziewczyny.
-Kuba, cześć.
Powiedziała i przytuliła chłopaka.
-Czemu z nami nie grałaś? Wołaliśmy Cię, nie słyszałaś?
Mówił.
-Muszę Julkę pilnować.
Powiedziała.
-Ale jeśli chcesz, to mogę Ci później dokopać. Ze mną nigdy nie wygrasz!
Powiedziała zadowolona i uderzyła przyjaciela w ramię.
-Chyba śmieszna jesteś! Raz, raz Ci się udało i to się nigdy nie powtórzy.
-Coś Cię chyba Kubusiu Twoje rachunki okłamują... Ja zawsze z Tobą wygrywam! I zawsze będę z Tobą wygrywała!
Powiedziała zadowolona.
Maja i Kuba przyjaźnili się od bardzo dawna. A stało się to dzięki jej bratu. To Mateusz pewnego słonecznego dnia zaprosił Kubę do domu. Z dobre cztery lata już będą...
-Idź się wykąp, bo śmierdzisz. A jak wrócisz to musimy porozmawiać. Będę czekała przy wyjściu.
Powiedziała. Fakt, pachnąć to on nie pachniał. Słowa "musimy porozmawiać" zawsze brzmią tak samo. Strasznie! Nawet jak wiesz, że nic złego nie zrobiłeś to i tak boisz się i od razu chcesz sobie przypomnieć wszystko, co mogło wydać się nieodpowiednie.
Wyszła przed stadion. Usiadła na schodach i czekała na Kubę.
-Co chcesz dziś robić?
Spytała się siostry.
-Chcę iść do szkoły!
Powiedziała zadowolona.
-Do szkoły? Julka, wakacje są, poza tym jesteś za mała...
-Ja chcę do szkoły!
Powiedziała głośniej.
-Ale Jula...
Powiedziała.
-JA CHCĘ DO SZKOŁY!
Krzyknęła. Czy ktokolwiek był świadomy, że pięcioletnie dziecko może tak krzyknąć?
-Dobra, pójdziesz...
Zgodziła się brunetka chcąc mieć spokój.
-Będę szła do szkoły! Będę szła do szkoły!
Krzyczała i tańczyła jak dziecko. Chwileczkę, ona jest dzieckiem. Głupim i naiwnym. Jak można chcieć iść do szkoły? Normalnie, po prostu nie wie jak tam jest. Jak już się dowie... Będzie robić wszystko by tam nie chodzić.
-Jestem już.
Powiedział brunet wychodząc z budynku mieszczącego się zaraz obok boiska.
-To dobrze. Chodź.
Powiedziała. We troje wraz z psem ruszyli w stronę domu Sawickich.
Okolica, w której mieszkali była bardzo przytulna i ciekawa. Na każdym rogu mieściło się coś, co było w stanie przykuć uwagę. Stadion przy Oporowskiej, jeden z największych kościołów we Wrocławiu, czy idealny park, który był centrum całej dzielnicy.
-To o czym chciałaś porozmawiać?
Spytał Kuba, gdy zostali przez chwilę sami. Julka biegała z Sanchim kilka metrów dalej.
-O tej dzisiejszej imprezie z okazji zakończenia szkoły.
Odpowiedziała.
-Wiem, wiem, że chcesz przyjść, ale sorry, to jest dla trzecich klas, nie dla takich dzieci jak ty.
Odpowiedział ze śmiechem. Kuba należał do osób z bardzo specyficznym poczuciem humoru. Mimo, że rzucał żartami jak z rękawa i chciał zabawiać każdego, nie umiał śmiać się z samego siebie. Zawsze, gdy ktoś w najmniejszy sposób z niego zażartuje, obraża się. Ale mimo tego, jest bardzo lubiany i cieszy się dużą popularnością. Zresztą, nie jest to tylko jego zasługa... Już ktoś macza w tym palce, a właściwie dwa palce, bo jest ich dwóch...
-Kuba, kretynie ty! Ja tam nie chcę iść. Nie lubię drętwych imprez.
-To o co chodzi?
-Mateuszowi rodzice nie pozwolili...
I zaczęła się cała opowieść o tym ,dlaczego to Mateusz nie może pójść i wymyśleniu sposobu, by nie tracił reputacji, której jak sądzi wyrabiał przez trzy lata.
-I po prostu przyjdziesz z nami wieczorem do domu, powiemy rodzicom, że będziemy u Ciebie na noc. Ty z Mateuszem pójdziesz na tą głupią imprezę, a ja umówię się z koleżanką. Rodzice nic nie będą wiedzieli, i wszyscy będą szczęśliwi.
Skoczyła mówić z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Nela... Co Ci się dzieje? Chcesz uszczęśliwić brata?
Zaczął.
-Będzie dzięki temu robił wszystko o co go poproszę.
Odpowiedziała.
-Coś czuję, że róża mu w tym pomogła...
Kiwnęła potwierdzająco głową w górę i w dół.
-Ale Tobą dziewczyno łatwo manipulować... Jak kupię Ci różę, to obetniesz się na łyso?
Spytał.
-Głupi jesteś Kuba.
Powiedziała, gdy stali pod domem Sawickich.
-Przyjdź koło dwudziestej.
Odpowiedziała i weszła do domu.
***
Dwudziesta coraz bliżej. Kolacja zjedzona, Mateusz posprzątał po kolacji, bo przecież róża mu w tym pomogła, Izabela z Piotrem zasiedli wspólnie na tarasie i popijali czerwone wino, a Majka zajęła się pielęgnacją psa.
Sanchez jest członkiem rodziny Sawickich od dwóch lat. Przygarnęli go ze schroniska. Został znaleziony przy rzece w worku po ziemniakach. Z całego miotu tylko on przeżył. Od początku, gdy tylko go ujrzeli, wiedzieli, że musi należeć do ich rodziny. Imię dla Sanchiego wymyślał nikt inny jak Maja. A odziedziczył on go po Barcelońskim piłkarzu Alexisie Sanchezie. Taka typowa fascynacja piłkarzem.
Kilkanaście minut przed dwudziestą, w domu Sawickich rozległ się dźwięk dzwonka, a zaraz po nim, do domu wszedł Kuba. Jak zawsze nienagannie ubrany, wszystko dokładnie przemyślane i zaplanowane przed założeniem. Kuba to swojego wyglądu przywiązywał bardzo dużą wagę. Dzięki temu każdemu, a właściwie każdej się podobał.
-Gotowi?
Spytał biorąc jabłko leżące w koszyku w kuchni.
-Tak, możesz się poczęstować...
Odpowiedziała Maja.
-Idziecie?
Spytał znów.
-Gdzie Matt?
-Na górze, idź po niego, ja powiem rodzicom.
Odpowiedziała i wyszła na taras. Kuba w tym momencie poszedł na piętro o Mateusza.
-Siema. Dawaj, idziemy.
Powiedział.
Mateusz leżał na łóżku i słuchał muzyki. Mateusz z słuchawkami się nie rozstawał. Muzyka była drugą najważniejszą rzeczą w jego życiu zaraz po piłce nożnej.
We dwoje wyszli z pokoju i stojąc przy drzwiach wyjściowych czekali na Maję.
-Witaj Kuba.
Powiedziała Iza wchodząc do salonu. Zaraz za nią weszła Maja i Piotr- głowa rodziny.
-Dobry wieczór.
Odpowiedział.
-Pilnujcie się. I chcę was rano widzieć całych i zdrowych.
Powiedziała.
-I trzeźwych!
Dodał Piotr.
-Spokojnie... Moi bracia są w domu, niech państwo się nie martwią.
Odpowiedział.
-Tego właśnie się boję...
Dodała Iza. Bracia Kuby nie należeli do normalnych. Ale o tym później...
-Bawcie się dobrze. Majuś, pilnuj ich.
Dodał Piotr.
We troje wyszli z domu i kierowali się w kierunku dzisiejszej imprezy.
-Trzeźwi...
Zaczął Kuba.
-Do rana się wytrzeźwieje...
Skończył.
Jak dobrze jest mieć te naście lat. Niczym nie trzeba się przejmować, o nic martwić... Całkowita samowolka! Czemu to nie trwa wiecznie...
*__________*
Cześć.
Jestem bardzo szczęśliwa z powodu, że zaczęłam pisać to opowiadanie. Może wam się nie podoba, może nie ciekawie się zaczyna, lub wszystko inne co jest na nie, ale ja jestem dobrej myśli.
Sama jeszcze nie wiem, jak potoczą się losy bohaterów, zobaczymy to z czasem, sama nie mogę się doczekać.
Ten rozdział jest bez zdjęć, ponieważ jeszcze nie mam wyobrażenia wizualnego o bohaterach. Ale postaram się jak najszybciej to nadrobić.
Tak więc na koniec dziękuję za przeczytanie i proszę o zostawienie po sobie śladu, tzn komentarz, dziękuję bardzo :).
Subskrybuj:
Posty (Atom)